Za nami decydująca kolejka zmagań w kategorii mixed. Była to niedziela pełna zwrotów akcji i niespodzianek. Pod balonem przy Koncertowej co rusz słychać było okrzyki radości przeplatane jękami zawodu. Wszystkie drużyny wspięły się na wyżyny swoich umiejętności, żeby poprawić wynik w lidze. Dzisiaj znamy już ostateczną klasyfikację i cztery zespoły, które zagrają za niecały tydzień w Wielkim Finale.
O 12:30 oczy milionów telewidzów zwrócone były w jednym kierunku – na boisko numer 3, gdzie mJAH stanęli na linii naprzeciwko Brave Beavers i był to pierwszy z niedzielnych pojedynków o finałową czwórkę.
Już na początku meczu przeciwko Bobrom zorientowaliśmy się, że w naszym offensie coś nie klika. Graliśmy super obronę, mieliśmy dużo przechwytów, ale jakoś nie mogliśmy ich przekonwertować na punkty. Nawet piękny callahan Saszy nie dał rady sprowadzić nas na znany, skuteczny tor, bo od razu po nim straciliśmy dwa punkty z rzędu… Nie wchodziły nam nasze zagrywki, robiliśmy dużo błędów.
Komentują z nutką rozgoryczenia Paulina Dul i Magda Meller. Faktycznie, gdyby nie dwupunktowe prowadzenie, które udało się wypracować na początku meczu wykorzystując rozkojarzenie młodszych przeciwników, mogło by być ciężko – Bobry goniły wynik z ogromnym poświęceniem (te layouty w obronie Adama!) i nadzieją na wejście do finałowej czwórki. Ta motywacja zaprocentowała w ostatnich pięciu minutach meczu, kiedy Brave Beavers doszli przeciwników i tablica pokazała wynik 10:10, zatem – jak mawiają wytrawni sportowi komentatorzy – „mecz rozpoczął się na nowo”, i to walką punkt za punkt. Pomimo kulejącej ofensywy i braku porządkującego grę Piotrka Latoszewskiego, mJAH zebrało swoją moc i energię i przy wyniku 13:12 spuściło ze smyczy Paulinę Dul, która naprawiała błędy przyjaciół z drużyny niesamowitymi zagraniami w obronie, aby dopiąć ostatni guzik meczu rzutem do Julka Liwszica. Tym sposobem mJAH zeszli z boiska z tarczą, ale i świadomością, że przeciwko RJP takie ratunkowe zagrania już nie starczą.

Po cichaczu do finału
Kiedy wszystkie oczy zwrócone były na trójkę drużyn walczącą ze sobą o finały, Grandmaster Flash po cichutku, na paluszkach robił swoje. Cztery pewne zwycięstwa i korzystne rozstrzygnięcie trójkąta BB-mJah-RJP i pyk – GMF dołączył do grona finalistów z trzeciego miejsca.
Grało nam się całkiem wyśmienicie, ale to zasługa całej naszej ekipy, dzisiaj wszyscy mieliśmy ponadprzeciętnie dobre wibracje. Szanse na finał owszem były, ale czysto matematyczne – to było pewne już na poprzedniej kolejce. Plan “złoto” musi poczekać do przyszłego roku. Przegrana w pierwszym meczu tegorocznej edycji z ZWR Kociętami skutecznie utrudniła nam wejście do finałów… ogolnie troche głupio, że jako drużyna mixed będziemy walczyli o 3cie miejsce, a w women i open o pierwsze, no ale cóż, parabole tańczą Oczywiście jesteśmy zadowoleni, obstawiamy w pełni kolejkę finałową! Co do pomysłu na mecz z mJah – to słodka tajemnica. mJah króluje na hali, to będzie mega trudny mecz, akurat to czego potrzebujemy przed HMP!
Komentuje jak zawsze pozytywny Mikołaj Maślanka.
Zawierucha mądra po szkodzie
Gorzka lekcja z zeszłego roku podziałała na graczy ZWR Kocury, bo do wszystkich wczorajszych meczów podeszli z pełnym skupieniem i zaangażowaniem. Ze względu na zgrupowanie męskiej Kadry Polski na plażę rano nieobecni byli kapitan Kostek Święcicki i Andrzej Holnicki. Do składu w chwili potrzeby powrócili za to Ewa i Radek Gaczyńscy i spisali się po przerwie bardzo dobrze. Najtrudniejsze warunki postawili Kocurom młodzi gracze 71 Wratislavia, którzy zagrali sprytnie taktycznie i wygrali wiele match-upów z doświadczonymi kolegami, dzięki czemu przez całe 25 minut meczu wynik dla ZWR był zagrożony. Ostatecznie jednak lider tabeli postawił na swoim i zwyciężył 14-12. Okazja do rewanżu już za dwa tygodnie na HMP.
W popołudniowych meczach drużynę ZWR wspierał Zibi Braniecki – selekcjoner Kadry plażowej. Zibi na co dzień mieszka i trenuje w Kalifornii i jest jedynym polskim zawodnikiem, który zdobył punkty w lidze AUDL. Zapytaliśmy go o wrażenia z powrotu na ligę:
Kiedy wyjeżdżałem w Warszawie w zimie Radek Lenczewski organizował HOW – Halowe Otwarte Warsztaty, na których stawiałem pierwsze kroki, a pierwsze mecze grałem na twardym parkiecie na boisku do kosza. 7 lat później to już zupełnie inny świat. Sztuczna trawa w zimie, multum drużyn, oraz nowych twarzy bez kompleksów grających przeciwko tym, którzy tworzyli Ultimate w Polsce. Rywalizacja na wielu poziomach wygląda świetnie. Miło się to ogląda.
Co do gry z Zawieruchą, to ciekawe doświadczenie! Format halowy jest dla mnie bardzo unikalny i na początku trudno było mi złapać rytm, ale drużyna przyjęła mnie bardzo ciepło i pomogła mi się przełamać. W drugim meczu czułem się już w gazie. Szkoda, że nie będę mógł zostać na przyszły weekend 😉
Tak oto Zawierucha przypieczętowała po raz pierwszy w historii udział w ścisłym finale WLU*. Koty nie zwalniają tempa, a przed nimi w tym sezonie jeszcze sporo wyzwań.

Zwarcie o Finał
O 14:30 wszystkie oczy ligowych fanatyków zwróciły się na boisko numer 1, gdzie bój o Finał mieli stoczyć mJah i RJP II. Gapie zebrali się i ze wszystkich stron zapuszczali żurawia na to, co działo się na placu gry. A działo się dużo.
RJP wiedziało, że nie ma w tym meczu na co czekać i rzucili się na rywala. 5 strat mJah w pierwszych siedmiu minutach meczu zamienili na komfortowe prowadzenie 4-0. Zawodnicy w pomarańczowych koszulkach motywowali się wzajemnie i zagrzewali do walki, ale ręce mieli splątane i popełniali nietypowe dla siebie błędy. Dopiero po 10 minutach meczu otrząsnęli się z szybkiego ciosu otrzymanego od RJP i zaczęli odrabiać straty. Jakub Kucharczyk był w desperackiej obronie Mujahedinów jedną z wyróżniających się postaci:
Przed meczem z RJP byliśmy bardzo zmotywowani, żeby zakończyć tegoroczną odyseję WLU jednak happy endem i zagrać w finale. Zaczęło się od gonga, bo Emeryci wygrywali 4:0. Ogólnie, nie siedział nam offence, robiliśmy dużo błędów rzutowych, podejmowaliśmy dużo złych decyzji, o czym świadczy niski wynik meczu – 10:9. Emeryci wielki respekt, i to bez legendarnego AT [Adam Tomczyk nie zagrał na tej kolejce przez kontuzję uda].
mJah odrabiali straty w konsekwentnie i na koniec meczu zbliżyli się do rywala na punkt. Przy 9-8 mieli szansę na breaka i remis, ale kolejna nieszczęśliwa strata spowodowała, że dysk wylądował w rękach RJP, a rewelacyjnie grający w tym meczu Adrian Sosna i Tomasz Kublin zamienili ją na punkt. Na dwie minuty przed końcem czasu było zatem 10-9 dla Emerytów i Rencistów, a dysk był w ich posiadaniu. Ostatni punkt to pokaz rozsądnej taktycznie gry w końcówce. RJP wymieniali się dyskiem, męcząc i frustrując rywala. Do pracującego ciężko Kalbarczyka i Kublina dołączyła Zaczkowska i tak wspólnym wysiłkiem, nawet nie zbliżając się do zony rywala, dowieźli korzystny wynik i zasłużenie zameldowali się (już prawie) w ścisłym finale. Dla najstarszej warszawskiej drużyny, tegoroczny wynik to duży sukces niezależnie od rezultatu finału. Emeryci i Renciści zagrają o złoto pierwszy raz w historii WLU*, podobnie jak Zawierucha.
Dla mJah wynik tego meczu oznaczał koniec marzeń o walce o złoto. Popularny “Klusek” nie spuszcza nosa na kwintę i stara się odnaleźć pozytywy całej sytuacji.
Jak się czujemy? Dzisiaj słabo, jutro średnio, pojutrze luz i będziemy już tylko myśleli o meczu o 3. miejsce, w końcu będzie to Warszawski Klasyk. Może przyda nam się taki “liść na odmułę” przed HMP. Zostały dwa tygodnie i możemy sporo poprawić. Czego zabrakło? Jak już wspomniałem, tegoroczne WLU było dla nas kolorową odyseja, pełną śmiechu i łez, i tak naprawdę wynik nie był chyba w tym wszystkim najważniejszy…

Bobry bez mleczaków
Jedną z drużyn, które zrobiły największy progres w ostatnich latach są z pewnością Brave Beavers. Ich postawa może zasługiwać na szacunek, bo włączyły się w walkę o top4 jak równy z równym z drużynami, które grają w ultimate po kilka lat dłużej. A przecież jeszcze rok temu drużyna Bobrów kojarzyła się głównie z sukcesami na Młodzieżowych Mistrzostwach Polski. Można powiedzieć, że podopiecznym trenera Jakub Grzybka wypadły już mleczaki i teraz wypada tylko czekać na wyrżnięcie się zębów stałych. Jak to się stanie, młodzi gracze z Dopiewa z zapałem rzucą się do budowania tamy, która na lata może pomóc im zalać polską scenę. Życzymy im, żeby nie zwalniali tempa i rozwijali się dalej. 5. miejsce w lidze może być lekkim rozczarowaniem, ale należy poczytać je jako sukces. Beaversów chwali także zawodniczka RJP II, Karolina Sołtyk – Sołtycka, która w barwach swojej drużyny musiała przełknąć gorycz porażki.
Jednym z naszych celów była wygrana z Bobrami, nasza gra wyglądała już lepiej, niż przeciwko Szczupakom, ale szybkość i zwinność Bobrów przewyższyła emerytów i rencistów…
Mecz zakończył się wynikiem 11:9 dla Brave Beavers, jednak (niestety!) nie wpłynęło to na ostateczną kolejność tych dwóch drużyn w tabeli.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje po raz kolejny duet handlerski Gibek – Maciejewski. Ten pierwszy bez kompleksów zbliżył się na punkt do legendarnego rekordu Adama Tomczyka z 2012 roku, zdobywając łącznie 130 asyst i punktów i bezkonkurencyjnie wygrywając indywidualną klasyfikację najlepszych punktujących ligi. Ten drugi zachwyca nie tylko żeńską widownię swoją gracją i luzem na boisku, a w statystykach z wynikiem 91 jest na trzecim miejscu. Te dwa młode Bobry mają jeszcze dużo przed sobą, ale ewidentnie mają bazę, żeby w przyszłości stać się jednymi z najlepszych zawodników w Polsce.

71 też na propsie
Inną drużyną młodzieżową, która zostawiła po sobie doskonałe wrażenie jest 71 Wratislavia. Młodzi wrocławianie imponują umiejętnościami, sprawnością fizyczną oraz dyscypliną taktyczną. Najlepiej świadczą o tym odrobinę pechowe wyniki z ostatniej kolejki. Wygrana z Mad Hatters, dwie przegrane w universach z BC i M&M oraz przegrana dwoma punktami z najlepszą drużyną sezonu zasadniczego ZWR Kocury, to wyniki z których należy się cieszyć.
Mieliśmy kilka bliskich meczów ale tylko jedno zwycięstwo. Zresztą podobnie całe nasze WLU tak wyglądało. Jak uda się wyeliminować kilka błędów i zagramy swoją grę, możemy sprawić kolejne niespodzianki. Dwa tygodnie na taktyki, jakiś sparing i na HMP wszystko się może wydarzyć.
Trener Michał Dul stara się wyciągnąć pozytywy z niefartownych wyników w lidze. Słusznie, bo przed jego podopiecznymi maluje się kolorowa przyszłość!

Szczupaki szczerzą zęby
Pamiętamy, jak w zapowiedzi poprzedniej kolejki Alosza Nenadyszczuk opowiadała o swoim marzeniu – powrotu do Olsztyna z kompletem zwycięstw Szczupaków. To marzenie musi do jesieni odłożyć na półkę, bo Olsztynianie weszli w ostatnią kolejkę ligi z problemami.
Początkowo kolejka nie szła po myśli Szczupakom. Podstawowe błędy w grze defensywnej i złe decyzje rzutowe mogły prowadzić tylko do jednego – porażek w dwóch pierwszych meczach.
Opowiada Michał Kozłowski, lider ekipy. Jednak nic straconego – w jednej z niespodzianek sezonu Szczupaki spełniły zgoła inne marzenie – o pokonaniu finalisty rozgrywek!
Sekret wygranej z RJPII? Chyba rozgryzienie ich specyficznej gry defensywnej. Jednak to, co przeważyło, to niesamowity doping (nie tylko samej drużyny Szczupaków, ale i innych drużyn oglądających spotkanie) w końcówce meczu, gdzie ostatni punkt był decydujący. Nie da się ukryć, że w tym meczu nie byliśmy faworytami, przez chwilę każdy z nas poczuł się jak w dobrym filmie kina akcji lat 80’tych, gdzie główny bohater, potencjalnie słabszy, wygrywa z mistrzem wprawiając w osłupienie kibiców. Ostatni punkt złapał nasz świeży zawodnik, Mateusz Kalinowski, i podsumował to: “czułem się niesamowicie, jak tak wszyscy krzyczeli z radości”. Tak właśnie człowiek zostaje zarażony pasją do ultimate!
Wspomina Michał, a my wspominamy niesamowicie bezkompleksową grę Szczupaków, którzy rzucali hammery przez całe boisko i bez wahania podawali do każdej otwartej osoby, jakby przeciwnik nie istniał, a potem zostawiali serca w defensywie. W RJP II natomiast brakowało spokoju w grze.
Za bardzo się rozluźniliśmy, za dużo błędów, za mało cierpliwości. Cierpliwość tutaj to słowo klucz i nad tym na pewno musimy popracować. Ale nie będę nas usprawiedliwiać zmęczeniem, po prostu to nie był dobry mecz w naszym wykonaniu, a przeciwnik dał siebie wszystko.
Tłumaczy Karolina Sołtyk-Sołtycka, chwaląc szczupaczą waleczność. Podczas końcówki spotkania na linii z całego serca kibicowała ekipa Brave Beavers, która kompletnie nie spodziewając się takiego obrotu spraw zyskała nagle nadzieję na wejście do finału pomimo porażki z mJAH. Nie zwrócili jednak uwagi na istotny detal – spokojnego Adama Tomczyka, kapitana RJP II, który z linii obserwował pojedynek. Wiedział, że jego drużyna może pozwolić sobie na rozluźnienie – jako wytrawny znawca turniejowych tabelek dawno wyliczył, że jego gracze po pokonaniu mJAH nie mają już szans wypaść z finału, stąd spokój, którym emanował. Mimo tego naprawdę wspaniale było oglądać nie tylko waleczność olsztynian, ale także historyczny sojusz między Bobrami i Szczupakami, który w królestwie zwierząt dotychczas nie miał miejsca.
Masters w drodze do Portugalii
Zaraz za ścisłą czołówką ligi zameldowała się masterska Reprezentacja Polski. Wygrana 13 meczów może napawać optymizmem, ale to dopiero krok w stronę głównego celu składu na ten sezon – Plażowych Mistrzostw Europy w słonecznej Portugalii. Ostatnią kolejkę i dalsze plany przygotowań podsumowuje trener Andrzej Daleszczyk:
Pomimo tego, że w ostatniej chwili wypadło nam kilku zawodników udało się wygrać 3 z 5 meczów. Niestety wąski skład sprawił, że zabrakło pary w nogach na najtrudniejsze mecze z BB i Mjah. Jednak jesteśmy z niej bardzo zadowoleni. 6 miejsce na 19 drużyn z czego pierwsza piątka była naprawdę mocna, trenująca ze sobą na co dzień i świetnie przygotowana fizycznie.
16-17.03 meldujemy się w zacnym 10 osobowym składzie na turnieju w hiszpańskim Alicante. Następnie na początku kwietnia zaplanowane mamy zgrupowanie w Warszawie na wilanowskiej plaży. Ostatnim sprawdzianem będzie berliński turniej SUFF na koniec kwietnia 26-28.04. Można powiedzieć, że jesteśmy za półmetkiem przygotowań ale widać, że każdy z nas ma coraz więcej chęci i determinacji do jak najlepszego przygotowania do EBUC.
Bez Ciśnień, za to z Polotem
Nagroda dla bodaj najbardziej nierównej ligowej drużyny na przestrzeni wieków chyba musi wylądować w rękach BC Kosmodysku – w tym sezonie ekipy „najgorszej z najlepszych”, bo ostatniej z przewagą zwycięstw nad porażkami (8. miejsce w tabeli).
Naszym głównym celem na ligę było w niej wystąpić, co bez wątpienia się udało. Na wyróżnienie w szczególności zasługują nasze świeżaczki (Agata, Weronika i Janek), ich solidna gra, opanowanie z dyskiem, odważne defensy zaskoczyły nas wszystkich, grali powyżej oczekiwań i byli dla nas ogromnym wsparciem.
Chwali zawodników BC za grę i osiągnięcie celu kapitanka ligowa Ewa Chudzyńska. Przypominamy, że ta wesoła załoga z Warszawy trzy lata z rzędu występowała w wielkim finale, lecz w tym roku na ostatniej kolejce oberwała solidny łomot od legionowskiego Dysko Polotu, który zakończył tę fazę rozgrywek na 14. miejscu.
Spodziewaliśmy się, że konfrontacja z Dysko Polotem będzie dla nas największym wyzwaniem. Plażowa kadra open wezwała naszych kluczowych zawodników, straciliśmy płynność i pewność gry i niestety udowodniliśmy naszym trzem rycerzom [Madej, Stupkiewicz, Wiejski], że bez nich, póki co, się nie da.
Ze smutkiem konstatuje Ewa Chudzyńska i przy okazji pozdrawia tercet kolegów, którzy rano uczestniczyli w try-outach do plażówki. Dysko Polot na ostatniej kolejce pokonał także RJP, co cieszy wszystkich fanów fajnego, a zarazem profesjonalnego podejścia graczy z Legionowa.
Na pewno były to historyczne mecze, bo pierwsze nasze wygrane z „warszawska elitą”. Cieszy nas to, bo mimo że jestesmy spod Warszawy, to chcielibyśmy być równym przeciwnkiem dla drużyn stricte ze stolicy. Generalnie patrząc całe WLU* Mixed było dla nas historyczne, bo wystawiliśmy się w tej dywizji po raz pierwszy. Po wszystkich kolejkach możemy powiedzieć, że progres jest widoczny. Mega nas jara, jak nasze dziewczyny z kolejki na kolejkę grały pewniej, z coraz większymi uśmiechami i mega zajawką. Bardzo nam pomogły treningi, które robiły dla nas ostatnio LnF oraz Troubles. Nasze dziewczyny zyskały na pewności siebie, a to jest super. Teraz skupiamy się na wdrożeniu całej nauki z WLU* na HMP 3 ligi, gdzie jako gospodarze chcemy pokazać się z najlepszej strony!
Tłumaczy Paweł Pakulski, lider Dysko Polotu, a my szczerze życzymy zawodnikom z Legionowa dalszego ciągu spektakularnego rozwoju. Niech podążają za guru disco polo Zenonem Martyniukiem i dalej “gnają przed siebie”!
Rafinezja Płocka
Warto zwrócić też uwagę na coraz lepsze występy drużyn z Płocka – Ohany oraz Madhatters, które już wyraźnie wyszły z pozycji ekip “do bicia”. Ohana podczas całej ligi miała nierówny, przetrzebiony kontuzjami skład, lecz dało to szanse zgrania się mniej doświadczonym zawodnikom… a gdy w drużynie na stałe będzie znów występować Małgosia Dalidonis, Hubert Klimkowski, a może i Ola Piankowska, to ich kolorowe koszulki mogą zacząć siać postrach na wszystkich turniejach, co zaprezentowali podczas niedawnego Winter Unleashed. Mad Hatters natomiast zakończyli sezon na wysokim, 13. miejscu.
Jako drużyna jesteśmy zadowoleni z uzyskanego wyniku. Poprawiliśmy miejsce i liczbę wygranych sprzed roku – to cieszy. Choć z jednej strony w kilku meczach mogliśmy zaprezentować się się o wiele lepiej, z drugiej – urywaliśmy sporo fajnych punktów każdej drużynie z czołówki, a szczególnie cieszy mecz z liderem rundy zasadnicznej – ZWR Kocury, gdzie do samego końca graliśmy jak równy z równym, a w samej końcówce zabrakło nam doświadczenia i sił.
Po cichu liczyliśmy na pierwszą dziesiątkę – było blisko. Gdybyśmy w każdej kolejce zagrali najmocniejszym składem, zapewne byłoby lepiej. Jednak mimo wszystko udało się wprowadzić do gry kilku debiutantów, co na pewno zaowocuje w przyszłości.
Pozytywnie komentuje Dorota Popławska z Mad Hatters, jedna z drużynowych liderek punktowych. Wyraźnie widać, że Płock się rozwija już nie tylko w kwestii pozyskiwania sponsorów!

Fani z daleka
Choć Ultimatum miało przez chwil kilka nadzieję na finały, to jednak zakończyli fazę zasadniczą na 7. miejscu. Jest to bardzo dobry wynik dla przyjeżdżających z daleka pomorskich zawodników!
Ultimatum zawsze odlicza dni do rejestracji na WLU*, bo bardzo lubimy przyjeżdżać do Warszawy! Uważamy, że liga to najlepszy sposób dla nas, aby zgrywać się i zauważać, nad czym powinniśmy jeszcze popracować. Z jednej strony smutno nam, że to dla nas koniec WLU*, ale też to zawsze prognoza, że zbliża się outdoor, który mimo wszystko jest bliższy naszym sercom.
Między słowami zapowiada udział w kolejnych edycjach WLU* zawodniczka Ultimatum Honorata Ząbek. Niezależnie od ostatecznego wyniku graczom tej ekipy (i nie tylko im) tegoroczna liga na pewno zapadnie w pamięć na długo – historyczne zwycięstwo nad mJAH nie zdarza się często. Gratulujemy świetnego występu i motywacji do regularnych podróży w stronę centrum Polski!
Pytony w końcu pojadły
A na deser ligowi ulubieńcy – Pogoń Pyton, która zebrała cenne ultimatowe “pierwsze razy” podczas debiutu na WLU* – w tym psim swędem, w przedostatnim meczu, pierwsze zwycięstwo!
Czekaliśmy tego zwycięstwa przez 3 kolejki. Wiedzieliśmy, że w tej ostatniej kolejce musi w końcu nadejść przełom. Statystyki sugerowały, że drużyna 0-42 może być w zasięgu skoku pytona, i tak rzeczywiście się stało. Udało nam się dowieźć wynik 11:8 do końca meczu, co doprowadziło do całkowitej euforii i szaleństwa wśród naszych zawodników.
Rzeczowo opowiada drużynowy redaktor Szczepan Żurek, którego kreatywne relacje na facebookowej stronie drużyny polecamy śledzić niczym losy nadwiślańskiego pytona w minione lato. Warto dodać, że w rezultacie tej wygranej żadna drużyna nie zakończyła sezonu ligowego bez zwycięstwa – po raz pierwszy od pół dekady! Poziom ligi ewidentnie wzrasta, a zarazem się wyrównuje. Nie jest to zresztą jedyna rzecz rosnąca podczas ligi.
Każdy weterynarz Ci to powie – apetyt Pytona rośnie w miarę jedzenia. Nasz jest dopiero lekko połechtany, więc przypuszczam, że wkrótce spróbujemy sił z jakimś większym przeciwnikiem. Już jaramy się HMP!
Ekscytuje się Szczepan Żurek, a my nie możemy się doczekać występu tej ekipy, która zapowiedziała rewolucyjny plan na Mistrzostwa, ale nie chce jeszcze zdradzać szczegółów, a my nie mamy w zwyczaju posiłkować się plotkami. Pozostaje zatem wyczekiwać kolejnych pytonich pogoni.
That’s all folks! To już koniec rundy zasadniczej tegorocznego WLU*. Dziękujemy wszystkim drużynom za dostarczenie nam kupy emocji i materiału na relacje. Mamy nadzieję, że Wam się podobało i że tłumnie stawicie się w sobotę 16.2. przy Koncertowej 4 pokibicować najlepszym drużynom ligi. Jeśli wahacie się czy przyjść, dajcie się skusić zachętom Patrycji Paczyńskiej-Jasińskiej z RJP II, która gwarantuje widowisko w finałach:
Jestem pod wrażeniem organizacji, wizualizacji i zaangażowania w ligę. Szkoda tylko, że finały WLU nie odbywają się w terminie Oscarów (24.02)… Może nie będzie czerwonego dywanu i pieczołowicie chronionych kopert. Będzie za to widowisko, podczas którego zwycięzców poznamy jak na gali – w ostatnich sekundach show. Wszystko może się wydarzyć… Rozsiądźcie się wygodnie i widzimy się 16 lutego!
Zapraszamy, zwłaszcza, że po Wielkim Finale ruszymy na wspólne świętowanie i wspominanie tego barwnego sezonu!
Brak komentarzy