Nie ma już odwrotu. Rozgrywki o tytuł Mistrza Warszawy w kategorii mixed ruszyły i mamy pierwsze rozstrzygnięcia. Były pozytywne debiuty i dominujące występy. Młodzi pokazali ducha walki, a starzy doświadczenie. Były mecze o miejsca na szczycie tabeli i niespodzianki. Było dużo dobroczynności i trochę za dużo kontaktu fizycznego. Było ciepło, zimno, mokro, ale mimo wszystko ciągle gorąco. Była krew i były łzy. O takie WLU* walczyliśmy! Zapraszamy na subiektywną relację z pierwszej kolejki zmagań.
Foto tytułowe autorstwa Piotra Doweyko
Niespodzianka
Dzień ligowy rozpoczął się od niemałego zaskoczenia, bo przecież 8 strat dysku w całym meczu to naprawdę niezły wynik. Teoretycznie powinien wystarczyć do wygrania meczu z wieloma ekipami na lidze. Jednak pomimo takiej skuteczności ofensu, Grandmaster Flash, drużyna-legenda, została zatrzymana już w meczu otwarcia. Która ekipa zdołała mieć 5 strat w ofensywie podczas całego spotkania i w stylu profesorskim zdobyć breaka w najważniejszym momencie meczu, aby potem nie pozwolić rywalom już ani razu wyjść na prowadzenie? Brzmi jak doświadczeni Masters… lecz to warszawska Zawierucha! Pewnie pierwszy skład? Skądże – drugi, pełen osób aspirujących do prestiżowej ekipy ZWR na lutowych HMP, czyli ZWR Kocięta.
Pierwszy mecz turnieju zawsze jest ciężki, ponieważ ciężko określić dyspozycyjność zespołu oraz zgranie, tym bardziej, że mamy kilku nowych zawodników. Naszym przeciwnikiem był niemal legendarny GMF, który zakładaliśmy, że pokaże nam swoją klasę
– Komentuje skromnie Emanuel Kołata, a do tego nieco mniej skromnie dodaje:
Na pewno na wyniku zaważyło zamknięcie gry deep przeciwników, w tym dwa z rzędu zbite przeze mnie dalekie rzuty, po których nie oddaliśmy już prowadzenia.
Wszyscy odnotowaliśmy (kolejny) wielki powrót charyzmatycznego Michała Rogińskiego, który ze swoim wachlarzem rzutów wciąż czuje się znakomicie w warunkach halowych. Słynny Rogal brał udział w 12 z 19 punktów dla Kociąt w tym meczu, a w ogólnych statystykach punktowych aktualnie zajmuje trzecie miejsce.
Wspaniale było zobaczyć parę starych, znanych mi z dawnych lat twarzy – doświadczonych zawodników GMF, którzy dawali tej drużynie spokój, jak również wielu młodych zawodników, niesamowicie skocznych, szybkich, ale również myślących na boisku.
– z niekrytym wzruszeniem wspomina spotkanie Rogal.
Szalę na korzyść Kociąt na pewno przechyliła również Lucyna Podgórska, która podczas całego dnia zdobyła dla drużyny 16 punktów i może uznać swój powrót do gry mieszanej za niezwykle udany. Jak jednak powszechnie wiadomo – dwójka zawodników sama nie wygra trudnego meczu, niezbędny był zgodny, zespołowy wysiłek i …niekoniecznie ułożona strategia, bo jak twierdzą sami zawodnicy – w ich grze nie było sztywnych taktyk, obrony zoną ani żadnych schematycznych założeń, po prostu grali swoje. Tym samym możemy oficjalnie potwierdzić, że ekstremalnie złowroga nazwa zespołu nie była żadną zmyłą – Kociąt należy się co najmniej obawiać.

Powiew świeżości
Przed weekendem wszyscy zastanawialiśmy się, skąd przygnała Pogoń, ale teraz już nikt nie ma pytoń. Od pierwszego meczu pokazali, że mają serce do walki i własny pomysł na grę. Dawno nie widzieliśmy debiutanta, który swój pierwszy w historii mecz zacząłby od taktyki z dziewczynami wyizolowanymi w zonie i tak zaciekle chciał ten mecz wygrać… To marzenie było bardzo blisko, bo Pytony długo prowadzili z Mad Hatters, a ostatecznie przegrali jednym punktem. Jeśli też zdziwiły Was zafrasowane miny debiutantów, ten argument kapitana Ryszarda Łuczyna pozwoli Wam zrozumieć ich mentalność:
Żal trochę pierwszego meczu, bo wygranie pierwszego meczu na pierwszym turnieju to byłoby coś.
Pocieszeni dużą ilością pochwalnych uwag, Pogoń Pyton zdołała jeszcze zagrać bardzo dobry mecz przeciwko Mistrzom Polski – mJAH, którym urwali aż 8 punktów! Jak Pytony szykują się na kolejne występy? Nabierają sił, zbierają feedback i jadą dalej:
Bardzo dużo mamy do poprawy w obronie, ludzie odstają też kondycyjnie i musimy coś z tym zrobić. Ale atak grał naprawdę dobrze, jak na tak mało doświadczoną drużynę. Zbieramy podpowiedzi i na następną kolejkę wjeżdżamy mocniejsi ?
Drużyna
Jak zapowiedzieli, tak robią. Co za dominacja! Zespół mJAH, prowadzony przez grudziądzki triumwirat Dul, Meller i Popek, właśnie zwiększył swoje szanse na drodze do wymarzonego, trzeciego z rzędu złota WLU*. Na pierwszej kolejce ligi rozegrali 4 mecze, 3 z nich wygrywając jeszcze przed końcem czasu (czyli po zdobyciu 21 punktów), a do kompletu “przedwczesnych” zwycięstw zabrakło im tylko jednego chwytu w zonie przeciwko 4hands (końcowy wynik 20:10).
Cztery wygrane na cztery możliwe mecze, zdecydowanie jesteśmy zadowoleni z wyniku. Najgorzej wychodziły nam początki meczów, dobrze środki i końcówki gdzie udawało nam się odskoczyć przeciwnikom. Mecz który zapadł mi w pamięć to chyba mecz z BC, gdzie do połowy wynik był bardzo równy, potem coś w grze BC się zacięło, my docisnęliśmy defence i nasz skuteczny offence pozwolił nam wyjść na prowadzenie, którego nie oddaliśmy do końca meczu.
– komentuje jak zawsze rzeczowo Piotrek Latoszewski
mJah od kilku lat utrzymują postępującą dominację polskich halowych rozgrywek. Swoim stylem gry, pełnym szybkich, aroundowych breaków, wytrącali z równowagi niemal każdy defence. Jednocześnie doskonale radzili sobie pod presją i z przyjemnością podnosili poprzeczkę przeciwnikom. Choć wspomniany mecz przeciwko BC zapowiadał się wyrównanie, od wyniku 9:8 mJah zdobyli 12 punktów, notując jedynie dwie straty dysku! Jaki jest sekret tak skutecznej gry? Ku ogólnemu zaskoczeniu, kluczem do sukcesu nie są ekstremalnie wymagające treningi ani długie, dokładne rozgrzewki:
Mamy raz w tygodniu treningi, na których stawiamy na rozwój nowych osób, a sami ćwiczymy i bazujemy w lidze na zagrywkach wypracowanych w poprzednich sezonach. Rutyna przedmeczowa to duży chill i luźne rozmowy w kółeczku. Jako, że dobra muzyczka leciała, w sam raz do tanecznych rozgrzewek, zorganizowaliśmy sobie trochę tańców na rozgrzewkę na 2 minuty przed meczem i w zasadzie tyle. Bez cudów i spiny, mamy się przede wszystkim dobrze bawić grając i spędzając ze sobą prawie całą niedzielę.
– zdradza Lato, który maczał palce w niemal 35% punktów swojej drużyny.

Języczek u wagi
Ten mecz zapowiadał się na hit kolejki. Z jednej strony młodzi i szalenie sprawni fizycznie gracze Brave Beavers, z drugiej strony Zawierucha Kocury, która też jest znana ze swojej sprawności, ale przy okazji posiada większe doświadczenie i zestaw nieodłącznych kombinowanych obron, którymi od lat częstują rywali.
Mecz rozpoczął się od prowadzenia Ludzi Kotów, którzy jednak notowali sporo strat. Ich gra wyglądała dobrze, była poukładana, ale brakowało wykończenia. Z drugiej strony Bobry nie były w stanie rozbić obrony strefowej przeciwnika i zdołały wbić przez pierwsze 10 minut meczu tylko jeden punkt. Niezdobyte przez Zawieruchę przyłożenie na 5-1 zwiastowało jednak, że emocje w tym meczu jeszcze nie dobiegły końca.
Dopiewianie wykorzystali słabość rywala i stopniowo odrabiali straty. W ich grze najbardziej może się podobać dobre wykorzystanie dziewczyn jako punktujących i prosty styl opierający się na znakomicie wykonanych długich rzutach. Na 4 minuty przed końcem Bobry wyrównały na 6-6 i zrobiło się nerwowo. Ostatecznie Kocury wzięli time-out, dobrze zaplanowali ostatnie sekundy meczu i zwyciężyli 8-7.
Swoje znaczenie miało na pewno późne pojawienie się na linii trenera gości Jakuba Grzybka. Ten nie mógł być od początku ze swoją drużyną, bo zastępował trenera młodszej drużyny z Dopiewa, który musiał opuścić obiekt ze względu na kontuzję jednego z juniorów… Zapytany o taktykę na inne nadchodzące mecze z czołówką tabeli, trener Bobrów opowiedział enigmatycznie, ale jednocześnie uchylił rąbek tajemnicy dobrej gry swojej drużyny:
Każdy element taktyczny dobierany jest w danym momencie pod konkretnego przeciwnika. To jak gramy uzależnione jest od tego, co umożliwi nam zwycięstwo. [Następne mecze] zagramy tak jak tego wymagać będzie sytuacja. Gdybym zdradził jeden wariant taktyczny, musiałbym natychmiast przygotować nowy, niemniej jednak uważam, że często na doświadczone drużyny nie ma większego zaskoczenia niż granie najprostszych, ale zarazem bardzo skutecznych form.
Z niecierpliwością czekamy na kolejne bardzo skuteczne formy od Brave Beavers. Na indywidualne wyróżnienie w tej drużynie zasługuje na pewno Mateusz Gibki, który ze zdobyczą 25 asyst i 5 punktów jest obecnie najlepiej punktującym zawodnikiem ligi mixed.
Zagranie
Po takiej kolejce nie tylko wybranie jednego, wyróżniającego się playa zdaje się być karkołomnym zadaniem, ale wręcz ciężko jest wskazać jedną osobę, która tak niezwykle się wyróżniła. Jeśli jednak przychodzisz na ligę w oczekiwaniu spektaklu niemożliwych chwytów – wybierz się na mecz 71 Wratislavii i nie spuszczaj oka z numerów 7 oraz 97. Odpowiednio Klaudia „Kaczka” Wrońska i Sara Pietkiewicz czynią niemożliwe całkiem prawdopodobnym i gdy dysk zmierza w kierunku zony ich przeciwnika, w znacznej większości przypadków ląduje w rękach którejś z tych dwóch młodych zawodniczek. Warto przy tym dodać, że przeszkody takie jak: zderzenie z ziemią, konieczność niemożliwego fizycznie wygięcia się, mocny defence, zbyt niski bądź wysoki rzut, a nawet koniec boiska i ściana – nie stanowiły dla nich problemu. Kaczka i Sara skończyły tę kolejkę z niemal identycznym bilansem przyłożeń i asyst, w sumie biorąc udział w… ponad połowie punktów zdobytych przez 71 Wratislavię! To doskonale wróży na następną kolejkę, podczas której być może z powrotem w barwach młodych wrocławian zobaczymy ich doświadczonego kapitana – Michała Dula, który z przyczyn zdrowotnych w pierwszej turze rozgrywek był zmuszony uczestniczyć z linii.
Późny, zacięty mecz M&M przeciwko BC Kosmodyskowi również miał wpadający w oko moment. Przy wyniku 10:10 mastersi rozpoczęli punkt w ofensywie, ich zapał jednak został szybko ugaszony spektakularnym footblockiem Stasia Stupkiewicza, dając Kosmodyskowi nadzieję na korzystny wynik spotkania… tylko po to, aby w następnej akcji Piotrek Wiśniewski odwdzięczył się równie imponującym blokiem nogą, co zaowocowało kluczowym dla M&M punktem jedenastym, po chwili dającym zwycięstwo. Do końca waleczna obrona – to lubimy oglądać!
Props
Debiutują na lidze, choć skumulowanym doświadczeniem przewyższają nawet największych weteranów rozgrywek. M&M to drużyna, która przygotowuje się do plażowych Mistrzostw Europy w Portugalii w kategorii wiekowej „masters”. WLU* traktują jako doskonałą okazję do zgrania i przećwiczenia taktyk, bo jako kolektyw z całego kraju rzadko mają szansę ze sobą potrenować. Tak też podeszli do pierwszej kolejki, na której rozegrali 4 mecze, z czego trzy były niezwykle zacięte do samego końca, zaś w czwartym zdominowali Szczupaki z Olsztyna.
Z meczu na mecz grało nam się też coraz lepiej, widać było, że minuty wybiegane pod balonem na Koncertowej owocowały w zgraniu zespołu, w którym część zawodników grała dziś ze sobą pierwszy raz. Fajnie działał szybki offence, ale w D szukaliśmy złotego środka.
– ocenia drużynowy DJ – Piotr „Pita” Bartoszek.
Wyniki sugerują, że do pełnego sukcesu M&M brakowało dokręcenia śruby w końcówkach meczów – zarówno przeciwko notującym komplet zwycięstw RJP, jak z walecznymi Grandmaster Flash pod koniec czasu M&M utrzymywali równy wynik, ale w ostatnich sekundach pozwalali przeciwnikom na zdobycie decydujących punktów. Po tych dwóch pojedynkach wyciągnęli jednak wnioski i, pomimo comebacku BCK z wyniku 5:1, nie pozwolili kosmodyszczanom na zdobycie zwycięskiego punktu. Podsumowując: choć M&M podnoszą średnią wieku pod balonem, to w żadnym wypadku nie obniżają poziomu gry, a swoimi sprytnymi zagrywkami i doskonałymi rzutami zapracowali na nowy, budzący grozę młodszych przeciwników, przydomek: „antyk (, ale) wariat”.
Klops
Dopiero co śledziliśmy afery i dyskusje związane z niezwykle wysokim poziomem kontaktu fizycznego podczas meczów finałowych Mistrzostw USA. Choć opinie mogą się różnić, wszyscy zgadzamy się, że nie chcemy grać w warunkach, w których zawodnik schodzi z boiska ze wstrząśnieniem mózgu, lub traci przytomność po niepotrzebnym zderzeniu z przeciwnikiem – jak w amerykańskich finałach. Tymczasem wczoraj byliśmy świadkami wielu nieroztropnych decyzji, a także nazbyt fizycznej gry, przez co kilka osób dosłownie zostało zniesionych z boiska. Niestety niektóre kontuzje okazały się bardziej długotrwałe…
Przygotowania do kolejnych meczów będą trochę cięższe ze względu na to, że nasza trener, a po dzisiejszej kolejce, także kapitan będą z powodu kontuzji pomagać tylko z bocznej linii. My dalej sumiennie szlifujemy halowe zagrywki, które są dla nas nowością.
– zapowiada Tomek Gorczyca z debiutującej na lidze Ohany Płock, który będzie pauzował co najmniej do końca roku.
Problem niepotrzebnych karamboli czasami ma prawo występować w grze świeżych drużyn, których zawodnicy mają nadal aktywne nawyki ze sportów kontaktowych i jeszcze odrobinę słabszą koordynację. Jednak trzeba pamiętać, że nasza dyscyplina różni się od innych sportów przede wszystkim w aspekcie waleczności, która jest wartościowa tylko w pakiecie z poszanowaniem przeciwnika (i kolegów z drużyny). Na szczęście w tę niedzielę obeszło się bez większych strat WLUdziach i konsekwencją z pozoru brutalnych sytuacji była głównie zdwojona niczym u rannego tura wola walki. Udowodniła to między innymi debiutująca w tym sezonie Martyna Lis z Ultimatum, gdy oberwała od kolegi z drużyny dyskiem w twarz, co zaskutkowało rozciętym nosem. Zawodniczka musiała chwilę odpocząć, ale w następnych spotkaniach wróciła ze zdwojoną mocą na boisko – pomagała prowadzić grę handlerom, łapała punkty oraz doczekała się asysty.
Niech zatem hasłem przewodnim na nadchodzących kolejkach będzie inspirowana walecznością Martyny prze-MOC… zamiast przemocy.
.

Zmiana na plus
Legionowski Dysko Polot wygrał na pierwszej kolejce dwa z pięciu pojedynków, choć do tej pory występował wyłącznie w kategorii męskiej i dopiero rozpoczyna rozwój w grze mieszanej. To już o jeden mecz więcej, niż podczas całych zeszłorocznych zmagań chłopaków z drużyny, więc zdecydowanie zmiana kategorii i dodanie dziewczyn do składu Dysko Polotu było strzałem w dziesiątkę.
Dysko Polot jest bardzo zadowolony z wyników ostatniej kolejki WLU. Wygrane dwa mecze z pięciu to dla nas duży sukces, tym bardziej, że to pierwszy raz jeśli chodzi o ligę dla naszych dziewczyn. Ciężkie treningi opłaciły się, a na pewno na tym nie poprzestaniemy. Mamy dużą ochotę na więcej zwycięstw!
– z dumą zapowiada Monika Rusek, cutterka DyskoPolotu.
Co więcej, na tym pozytywne zmiany w drużynie się nie kończą! Monika, której niesamowita gra w defensywie i wyłapywanie punktów odwróciły niejedną głowę pod balonem, przede wszystkim chwali całą drużynę i skromnie wyróżnia kolegów:
Najbardziej mnie cieszy, że poprawiliśmy znacząco nasz team spirit – możecie pamiętać nas sprzed dwóch lat jako drużynę, która ma najwięcej spin w ‚,środku’’, a teraz jest zupełnie inaczej i jestem bardzo dumna z tego, jaki progres zrobiliśmy przez te trzy lata. Do tego nasz Paweł Sołodko zajął wysokie, piąte miejsce w statystykach, jesteśmy z niego bardzo dumni!
Zagwozdka
Kto i według jakiego klucza numerował składy RJP? Na szczycie tabeli obecnie uplasował się… pozornie drugi skład spod Ronda Jazdy Polskiej, który wygrał wszystkie swoje mecze, natomiast pierwszy zespół bez zwycięstwa na koncie tabelę zamyka. Poprosiliśmy drużynę o wyjaśnienie tego zagadnienia, lecz RJP strzeże swojej własności intelektualnej niczym Alcest bułeczki z czekoladą:
Nie wiem, czy mogę wyjawiać takie rzeczy. Jeszcze zostanę zacytowany przez ultizone…
– komentuje Adam Tomczyk, kapitan RJP (lub RJP II – kto by za tym nadążył?)
Niezależnie od genezy – strategia zdaje się działać, bo RJP sprytnie zabezpiecza sobie miejsce na podium nawet w przypadku wprowadzenia w życie powiedzenia “odwróć tabelę – będziesz na czele”.

Warszawska Liga (dobrych) Uczynków
Cieszymy się, że Wasze rozgrzane sportową rywalizacją serca mogły przyczynić się do słusznej sprawy, więc na wydarzenie poboczne nominujemy stoisko charytatywne prowadzone przez Dagny Gorostizę i jej elfy. Ekipa zbierała skarpetki i datki na ciepłe ubrania dla bezdomnych. Można było też skorzystać z kolorowego papieru oraz różnych przyborów i stworzyć kartkę świąteczną. Razem zebraliśmy równowartość prawie 80 par skarpetek i ponad 20 kartek świątecznych! Widać, że cała ekipa Warszawskiej Ligi Ultimate jest niezwykle skuteczna, kiedy gra do jednej zony 🙂
Podsumowując – pierwsza kolejka mieszanych rozgrywek oczywiście nie wyłoniła niekwestionowanych faworytów, lecz tylko zwiększyła apetyt w drużynach na kolejne spotkania. Do stycznia każdy zespół ma szansę przestawić się już w pełni na halowe, bezwietrzne warunki, więc bez pomocy wróżbity Macieja nie mielibyśmy odwagi pokusić się o przewidywanie wyników dalszych kolejek. Ale nic to, ponieważ najważniejsze, że zapewne znów doświadczymy wielu popisowych zagrań dziewczyn z 71 Wratislavii, serii uratowanych dysków przez Arka Rosińskiego z Olsztyna, a także nowego zestawu układów tanecznych od mJah. Do finałów jeszcze daleka droga, natomiast my powoli zadajemy sobie pytanie – czy w styczniu czeka nas jeszcze spokojna kolejka wąskotorowa, czy może będzie to już ekspresowy pociąg do najwyższych miejsc podium?