Foto: Klára Matejková
W czasie kiedy większość polskiej sceny żegnała sezon 2017 w Grodzie Kraka, razem z grupą śmiałków z Warszawy wybraliśmy się na České Kimle (14-15.10.). Zanim jednak opowiem Wam o tym kultowym turnieju, przenieśmy się o tydzień wstecz (7-8.10.) do Tisu, gdzie odbyły się Mistrzostwa Republiki w kategorii mixed.
Jesienne turnieje rządzą się swoimi prawami
Od paru lat gram na czeskim podwórku z drużyną 3SB z Czeskich Budziejowic, tym razem także nie mogłem odmówić, kiedy zaprosili mnie do wyjazdu na Mistrzostwa. Czeska scena jest nieco starsza od polskiej i charakteryzuje się dominacją praskich teamów. W rozgrywanych od 2004 roku mistrzostwach mixed aż 37 razy na podium stawały zespoły ze stolicy (Žlutá zimnice 12, Prague Devils 10, FUJ 7, Terrible Monkeys 6 i Prague Seven 2 razy). Tylko 2 razy, i to dopiero w dwóch ostatnich sezonach, plany prażaków popsuło właśnie budziejowickie 3SB.
Dziesięciu finalistów tak zwanej “czeskiej ligi” wyłania turniej kwalifikacyjny, w którym nie muszą brać udziału drużyny z pierwszej piątki poprzednich mistrzostw.
Tak wyglądała pierwsza piątka z 2016 roku:
1. Žlutá Zimnice
2. Terrible Monkeys
3. 3SB
4. Prague Devils
5. PeaceEgg
A oto pięć zespołów przyjętych na mistrzostwa w turnieju kwalifikacyjnym 2017:
6. Kulatá šachovnice
7. Left Overs A
8. Chupacabras
9. Chlupatá žába
10. 3SB B
Grupa A
Najciekawiej zapowiadała się rywalizacja w grupie A gdzie miały zmierzyć się dwa power house‘y czeskiego ultimate, czyli Žlutá Zimnice i Prague Devils, oraz faworyzowany zespół Chupacabras ze Zdziaru nad Sazawą z wieloma młodymi reprezentantami Czech i solidnym wparciem dziewczyn z Wielkiej Morawy i graczy słowackich. Żółta Febra, mimo straty kilku tradycyjnych pick-up’ów na rzecz Chlupatej žáby, prześlizgnęła się przez grupę bez straty meczu. Spotkania z najgroźniejszymi rywalami wygrywali w swoim stylu “o włos”. Znamienny był okrzyk Honzy Novaka (znanego jako Kaczer) w universe poincie przeciwko PD “Donieśmy to, bo jak stracimy to się po*ramy, a nie obronimy”. Zimnice to mixedowa maszyna, która umie wygrywać i bez składu. Szczególnie kiedy stawką jest awans prosto do półfinału i spanie w niedzielę do 11.30.
Chupacabras pokonali Praskie Diabły 11:7 i zgarnęli drugie miejsce w grupie.
Grupa B
W drugiej grupie faworytem był zeszłoroczny finalista i piąta drużyna Europy – Terrible Monkeys. Małpki spokojnie przeszły grupę. Delikatne problemy sprawili im jedynie Left Overs z Brna (13:11). Tymczasem my z 3SB też nie próżnowaliśmy i obie ekipy stawiły się przed ostatnim meczem w grupie z kompletem zwycięstw.
Zaczęło się od wyraźnej dominacji Monkeys, którzy wykorzystywali nasze błędy i prowadzili 4:0. Na szczęście szybko udało nam się zmobilizować i wrócić, z każdym punktem kładąc coraz większą presję na swingujących w nieskończoność przeciwnikach. Od stanu 6:5 dla 3SB mecz już toczył się “punkt za punkt” i miał rozstrzygnąć się w universe poincie. Decydujący punkt zaczęliśmy w ataku, dysk straciliśmy chyba z 4 razy będąc bardzo blisko zony Monkeys, z czego jedna strata była na pewno moja. Ostatnia obrona też była na pewno moja i udało się wrzucić po niej dysk do strefy. Stało się jasne: też śpimy jutro dłużej! 😛 A co za tym idzie? Można wrócić do Pragi i uniknąć nocy w namiocie przy temperaturze circa about 8°C…
Faza pucharowa
W porannych crossach o wejście do semi zmierzyły się drużyny z 2. i 3. miejsc w obu grupach. Pierwszy mecz poszedł “zgodnie z planem”, Chupacabras pokonali Left Overs 12:8. W drugim doszło do niespodzianki, bo Terrible Monkeys ulegli 12:9 Prague Devils i wypadli z walki o medale.
Pierwszy półfinał mógłby nosić nazwę “Ale to już było”. Zimnice pokonała Devils… w universe pointcie. Nuda (nie oglądałem)!
Mecz 3SB z Chupacabras to było starcie młodego pokolenia czeskich graczy. Spotkanie obfitowało w pojedynki biegowe i ogólnie dużo fizycznej gry. Chupacabras preferują grę opartą o ich ruchliwy, męski handling (David Novák, Dalimil Fišar) i odważne rozwiązania punktowe. Widać było u nich jednak zmęczenie sezonem i porannym ćwierćfinałem. Popełnili zdecydowanie więcej błędów, niż by chcieli. My nie zagraliśmy idealnego meczu, ale zapał w obronie i długie okresy konsekwencji w ataku dały nam zwycięstwo 10:7.
Ciekawostka: W trakcie długiego i okraszonego ciężkostrawną porcją calli punktu, na 4:4 doszło do spirit time-outu. Ustawiły się aż dwa spirit circle – jedno małe złożone z kapitanów, a drugie większe złożone z reszty graczy. Małe kółeczko się solidnie pokłóciło, w dużym była sielska atmosfera i wspólny okrzyk na koniec. Wynik spiritu 9:7 dla Chupacabras…
Finał
To była prawdziwa próba umiejętności drużynowych i wytrzymałości psychicznej. Wiatr, wiejący na początku meczu, pod koniec pierwszej połowy zamienił się w ulewny deszcz, a na określenie stanu murawy najbardziej pasowało słowo “błotowisko”. Zaczęliśmy od delikatnej przewagi, ale szybko wyszło, że delikatna przewaga z Zimnicą to żadna przewaga. Przeciwnicy wykorzystali zmianę warunków pogodowych i postawili swoją słynną zonę, która wymusiła na nas błędy i obudziliśmy się na time-oucie przy stanie 4-7. Czas na żądanie nam wyraźnie pomógł. Powiedzieliśmy sobie, że możemy przycisnąć ich dużo mocniej w obronie (zgodnie z prawdą) i że możemy grać, tak jak oni, prostszy atak (bardziej wishfull thinking, ale na chwile pomogło). Hold, szybkie 3 breaki i połowę wygraliśmy 8:7.
W drugiej części trochę nie mieliśmy szczęścia, a trochę brakowało nam świadomości mokrego dysku i ogólnie trudnych warunków. Chcieliśmy za bardzo i wymagaliśmy od łapiących zbyt wiele, co doprowadziło do kilku dropów i w konsekwencji przegranej 12:10. Żółta Febra zgarnęła swój piąty tytuł Mistrza Czech zasłużenie, pokazując jak się powinno grać mixeda: prosto, ale do bólu skutecznie. Grała cała drużyna, a linie męska i żeńska współpracowały dużo lepiej niż w zespole 3SB.
Ceremonia medalowa się nie odbyła, bo wszyscy się zmyli przez deszcz. Oto klasyfikacja końcowa:
1. Žlutá Zimnice
2. 3SB A
3. Chupacabras
4. Prague Devils
5. Terrible Monkeys
6. 3SB B
7. Left Overs
8. Kulatá Šachovnice
9. Peace Egg
10. Chlupatá Žába
Po każdym deszczu wychodzi słońce!
Na szóstą edycje České Kimle postanowiliśmy wybrać się skleconą naprędce ekipą starych, a czasem nawet dobrych, znajomych z warszawskich drużyn (BC Kosmodysk, Grandmaster Flash, Mujahedini dysku i Zawierucha) pod wodzą kapitan Oli Marszałek (BC Kosmodysk). Uznaliśmy, że nie warto się za bardzo rzucać w oczy przeciwnikom, więc przybraliśmy czeską nazwę Cibulové Kroužky. Tematem tegorocznego Kimle było Śródziemie, a to z okazji 18. urodzin Gimliego z drużyny FUJ. Na imprezie powitalnej można było spotkać różne postacie z książek Tolkiena rozmawiające ze sobą (po czesku oczywiście) i wspólnie muzykujące razem z legendarnym FUJ Bandem. Nasze elfie uszy i oczy chłonęły to wszystko z zachwytem.
Na drugi dzień rozpoczęły się mecze Ultimate. Wszyscy dawali z siebie na boisku wszystko. Byliśmy uczestnikami i świadkami wielu widowiskowych zagrań. Nie dość, że słońce tym razem dopisało, to między meczami można było skosztować specjalnie przygotowanego grzanego wina. Należy wspomnieć, że jedna drużyna grała w strojach płetwonurków i płetwach, a inna w pieluchach. Nam udało się wygrać wszystkie mecze, w tym dwa w universe pointcie z obrony i zameldować się w potrójnym finale (3 najlepsze drużyny z 3 grup).
Na Kimle warto pojechać nie tylko ze względu na bajkową atmosferę czeskiego turnieju funowego, ale też jeśli chcemy zakończyć sezon porządnym graniem. Przekonaliśmy się o tym drugiego dnia, kiedy przegraliśmy oba mecze finałowe. Turniej zakończyliśmy więc na trzecim miejscu, ale nie zmartwiło nas to, bo bawiliśmy się wspaniale!