Dwie kolejki z trzech za nami, przed nami przerwa świąteczna i czas na przegrupowanie dla wszystkich drużyn uczestniczących w tegorocznej Warszawskiej Lidze Utimate. Na szczycie tabeli spore przemeblowanie, głównie za sprawą BC Kosmodysk, które po potknięciu z Gepardami w listopadzie, wczoraj było niepokonane. JR zaliczyło pierwsze porażki, przez co musiało ustąpić fotel lidera. Bez niespodzianek nie obyło się też w dolnej części tabeli.
“Przygotować się do wejścia w nadprzestrzeń”
To była kolejka Kosmodysku. Zawodnicy z Warszawy zapomnieli już o spowalniającym piasku i wrzucili kolejny, wysoki bieg. Dobra passa zaczęła się od meczu z 4hands. Czteroręcy utrzymywali dystans do stanu 5-7, ale potem zaczął się koncert Kosmodyszczan w tonacji “bez ciśnień”. W ciągu 7 minut zdobyli 7 punktów, nie dając sobie wbić żadnego i odlecieli rywalom. Ostatecznie ich dobra gra doprowadziła do pewnego zwycięstwa 21-10 i roszady w tabeli. Ewa Chudzyńska, pytana o powód wysokiej wygranej swojej drużyny, odpowiada prozaicznie:
Odpieliśmy wrotki w defensie. W szczególności Marcin Kruk!
BCK dał tym meczem do zrozumienia wszystkim konkurentom, że podium tegorocznej edycji WLU* jest w ich orbicie zainteresowań. Nie było tego dnia już na nich siły. Dobra passa niczym grawitacja pociągnęła ich w górę tabeli. Drobne problemy sprawił załodze kapitana Stupkiewicza jeszcze podjazd legionowskiej floty Dysko Polotu. Doświadczeni zawodnicy Kosmodysku musięli zacisnąć mocniej dłonie na sterach i zgrabnie wymanewrowali z tarapatów.
Wygrana Meowing Cheetahs z BC Kosmodysk 14-13 z pierwszej kolejki nabiera w świetle tych wydarzeń nowego znaczenia… Może to właśnie była zapowiedź finału tegorocznych rozgrywek.
Nowy król sawanny
Meowing Cheetahs odegrali dzisiaj dwa decydujące mecze. Pierwszy, przeciwko Girls Stay Home, wymknął im się spod kontroli tylko na moment, kiedy zawodnicy z Wrocławia objęli prowadzenie na 3-2. Gepardy wzięli się wtedy do roboty i mocniej skoncentrowali na wykończeniu swoich akcji, a przy okazji znaleźli match-upy, którymi byli w stanie wyrządzić najwięcej szkody płynności ofensywnej GSH. Świetny mecz rozegrał Jan Grzegorczyk, który po tej kolejce wskoczył na pierwsze miejsce w rankingu najlepiej punktujących w zonie zawodników ligi.
W końcu nie uciekały mi te dyski. Jakoś tego nie czuję, żebym aż tyle punktował. Fajnie, że gadamy i bardziej doświadczeni zawodnicy wszystko objaśniają, bo ja to potrzebuje więcej czasu żeby ogarnąć, co gramy. Na pewno byliśmy dzisiaj dobrze zgrani i dobrze nabuzowani przed ważnymi meczami.
Stawką kolejnego meczu gepardziej watahy była dominacja na sawannie. Po drugiej stronie balonu stanęło stado wysokich roślinożerców spod bandery JR. Starannie przygotowana ofensywna taktyka Cheetahsów zadziałała powoli, ale skutecznie. Najpierw urwali wczesnego breaka grając zoną. Potem przez większość spotkania stawiali na rywali obronę man-to-man starannie dobierając match-upy. Kilka kluczowych obron zaliczył Piotr Kuszewski, który dzięki swojej skoczności doskonale radził sobie ze wzrostem rywali. Gepardy zbreakowali jeszcze 5 razy, ale ani razu dwa razy z rzędu. Takie powolne podgryzanie rywala wystarczyło, żeby po zakończeniu czasu zejść z boiska z wynikiem więcej niż satysfakcjonującym (18-12).
Meowing Cheetahs są po tej kolejce nowym liderem WLU* open.
Mistrz wraca na salony
Banalne stwierdzenia często bywają trafne. Nawiązuje tu do piątkowej zapowiedzi, w której udało mi się przewidzieć siłę drzemiącą w Grandmaster Flash. Mimo dwóch przegranych w listopadowej inauguracji sezonu, starzy mistrzowie pozbierali się, otrzepali i wyciągnęli wnioski. Nie dość, że pewnie wygrali trzy pierwsze mecze, to jeszcze w czwartym zachowali siły na podmęczone JR, rozbijając rywali w przekonującym stylu 17-9. Pytany o zaskakujący sukces, Adam Grzelak podaje zarówno przyczyny leżące po stronie pokonanych, jak i takie wypływające z gry zwycięzców:
To był nasz najlepszy mecz na tej kolejce i prawie nie popełnialiśmy błędów w ataku [zaledwie 5 strat – przyp.red.]. Oni mieli sporo niewymuszonych dropów w środku pola i w zonie. W obronie postawiliśmy dużo poachy w pierwszej linii i clama na cutterach.
GMF wskoczył wprawdzie do czołowej czwórki, natomiast najcięższe testy dopiero przed nimi. W nowym roku będą musieli spotkać się z Girls Stay Home (które bardzo będzie chciało awansować do finałów) i z BCK (które bardzo nie będzie chciało wypaść z czołowej dwójki). Ach cóż to będą za fascynujące pojedynki!
Eye of the tiger
Ten przebój Survivor musiał grać wczoraj w słuchawkach Przemka Salety, ponieważ zobaczyliśmy zupełnie inną – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – drużynę niż na pierwszej kolejce. Można przypuszczać, że pojawienie się w rosterze Alberta Nowakowskiego dało chłopakom więcej luzu i parę dodatkowych rąk do łapania punktów (Albert zdobył aż 14 przyłożeń), jednak to zdecydowanie nie była cała recepta na poprawę postawy Przemka. Wszyscy zawodnicy walczyli na maksa swoich możliwości, przez co drużyna dwa razy otarła się o szansę pokonania przeciwnika, na którego patrzą w tabeli zadzierając głowę do góry (z GSH 8-10, z 4hands 12-14). Szczególnie blisko było w meczu z 4hands, gdzie na 5 minut przed końcem meczu kick-boxerska gwardia prowadziła 10-9. Dopiero późne breaki pozwoliły Czterorękim odnotować kolejne zwycięstwo. Zapytany o magiczny sposób lub inną przyczynę rewelacyjnej formy swojej drużyny, jej najlepszy punktujący Michał Orkan-Łęcki odpowiada enigmatycznie:
Szczerze mówiąc nie wiem, tak już wyszło. Nie ma żadnego namierzalnego źródła [tej dobrej formy].
Życzymy Przemkowi, żeby namierzył sekret swojej dyspozycji i napsuł jeszcze w tym sezonie krwi ligowym faworytom.
Ministerstwo Dziwnych Rzutów również nie jest drużyną, która powinna skupiać się na wyglądzie tabeli, a raczej pielęgnować pamięć o swoich dokonaniach w pierwszych połowach spotkań ze znacznie wyżej notowanymi ekipami. W konfrontacji z GSH popisali się olbrzymim spokojem w podejmowaniu decyzji ofensywnych oraz walecznością i dynamiką w D, notując masę przechwytów. Dzięki takiej postawie, zdołali odrobić cztero-punktową stratę i przysporzyć trochę niepokoju drużynie pod dyrygenturą Michała Dula. Niestety dla widowiska, z każdą minutą meczu MDR zaczynało tracić siły co sprawiło, że uwydatniał się ich brak doświadczenia, szczególnie w formacji obronnej. W każdym razie takie mecze dla młodych stażem drużyn to powód do dumy i optymizmu. Gratulujemy!
Skalp do galerii
Dysko Polot ostatnio dwoi się i troi, żeby zacząć liczyć się w walce z kozakami ze stolicy. Wzmożona aktywność treningowo-wyjazdowa przyniosła efekt, który z pewnością zapisze się w annałach drużyny. W Arenie Legionowo już szykują gablotę honorową na atrakcyjny skalp, który Dysko Polotowcy przywiozą z wczorajszej kolejki – pierwszą wygraną. Już w meczu z BCK zapowiadało się, że są w dobrej formie, ale dopiero z Zawieruchą udało im się wyjść na znaczące prowadzenie. Od stanu 8-5 trzymali przewagę do ostatnich minut meczu. Trzy punkty zdobyte w końcówce pozwoliły ZWR wyrównać i doprowadzić do rozstrzygnięcia w dodatkowym czasie (w WLU* nie może być remisu). Żółto-czarna drużyna zachowała w końcówce więcej zimnej krwi i za sprawą asysty Piotra Wiśniewskiego, ostatecznie zwyciężyła 15-14.
W trakcie tego meczu zrealizowaliśmy nasze założenia, do których należały – presja na marku i 100% skuteczności w ataku. I to nam dało zwycięstwo. Pomimo dobrego początku z naszej strony, ZWR odrabiało sukcesywnie stratę. W decydującym punkcie zaryzykowaliśmy i huck na naszego czołowego zawodnika, Wojtka Litwińskiego, dał nam zwycięstwo.
Dysko Polot przewodzi w tym momencie walce o 8. miejsce w tabeli, która zapowiada się na niezwykle zaciętą. Aż pięć drużyn ma na swoim koncie dwa zwycięstwa (Dysko Polot, Przemek Saleta, Tychy Claws, Ultimatum, ZetWueRowie), zatem ta rywalizacja na ostatniej kolejce będzie przynajmniej tak samo ciekawa jak walka o czołowe lokaty.
Tak oto przyszedł kres zmagań na boiskach ultimate w roku 2018. To był dobry rok, na pewno przyjdzie czas na podsumowanie. Co trzeba podkreślić od razu, to uniwersalne lekcje, które płyną z przebiegu wczorajszego wydarzenia.
- Nie trzeba wiedzieć czemu, żeby grać dobrze.
- Pierwsze zwycięstwo przyjdzie, prędzej czy później.
- Jeśli czujesz, że Twoja drużyna jest w czarnej dziurze i nie widać nadziei na poprawę… to prawdopodobnie tylko chwilowa awaria światła pod balonem.
Brak komentarzy